Mój pierwszy kot.




Decyzja zapadła – będzie nowy domownik  - BIERZEMY KOTA ! To zawsze dość ekscytujący moment i przeważnie chcemy,aby mruczek pojawił się w naszym życiu - teraz, już, najpóźniej jutro ... ! Czasami w głowie kołacze jakiś wymarzony kolor, niekiedy wyobrażenie konkretnego charakteru, a i tak, najczęściej  jesteśmy gotowi wziąć pierwszego napotkanego kociaka (jeśli zdecydowaliśmy się na rasowego, to takiego którego można najszybciej odebrać).



Niestety jest to nieodpowiednia taktyka. Biorąc kota – bierzemy na siebie odpowiedzialność na następne kilkanaście lat. To jest żywe stworzenie, które musimy karmić, pielęgnować, sprzątać za niego, leczyć w razie choroby...  Nie jest zabawką, którą odstawimy na półkę, gdy przestanie  nam odpowiadać. Kot przywiązuje się do właściciela - na swój sposób odczuwa, dlatego oprócz opieki potrzebuje też ludzkiej przyjaźni.

Adoptując „dachowca“ pomagamy biednemu zwierzęciu, na świecie błąka się masę bezpańskich kotów, także schroniska są nimi przepełnione. Oczywiście, to że dostajemy je za darmo, nie oznacza, że możemy  zaniedbać podstawowych obowiązków czy nieodpowiednio się nimi zajmować lub karmić (ranking suchych karm tutaj). Początki mogą być ciężkie, ale poprawa warunków życia bardzo źle doświadczonego za młodu kociaka może nam zostać wynagrodzona poprzez ogromne przywiązanie i wdzięczność naszego pupila (a czego chcieć więcej ☺). 
Biorąc go pod nasz dach będziemy powoli odkrywać jego unikalny charakter, co dostarczy z pewnością wielu radości wszystkim domownikom.

Jednak należy sobie zdawać sprawę, że zabierając do siebie kota, który od małego był nauczony wychodzić na zewnątrz lub spędził cała swoją młodość w plenerze, bardzo trudno będzie nam go utrzymać w domu. W wielu wypadkach, aby go nie unieszczęśliwić kot ten będzie musiał pozostać zwierzęciem wychodzącym.


"Czegóż płaczesz? - staremu mówił czyżyk młody -

Masz teraz lepsze w klatce niż w polu wygody".


"Tyś w niej zrodzon - rzekł stary - przeto ci wybaczę;


Jam był wolny, dziś w klatce - i dlatego płaczę".


Ignacy Krasicki


Ze względów behawioralnych możliwość swobodnych spacerów niesie wiele zalet, gdyż jest to naturalne dla tego gatunku. Nasz pupil ma okazje się wyszaleć, zapewniona jest jego potrzeba interakcji z otoczeniem, także z innymi kotami. Do tego osobnik taki jest w o wiele mniejszym stopniu zagrożony otyłością i chorobami z tym związanymi, ze względu na regularna aktywność.


Niestety zwłaszcza na terenach wysoce zurbanizowanych wolny wybieg jest ogromnym zagrożeniem. Jednym z głównych czynników jest ruch komunikacyjny. Nie jest to jedyny problem, czasem niebezpieczeństwem mogą być też bezpośrednio ludzie lub inne koty o wysoko rozwiniętych potrzebach terytorialnych.




Alternatywą jest zakup kota rasowego (dlaczego z rodowodem - zapraszam tutaj). Wybierając konkretna rasę kierujemy się charakterem lub wyglądem (lub obydwoma czynnikami na raz). W przypadku takiego osobnika znamy w większym stopniu jego historię, gdyż możemy obserwować jego rozwój (dzięki zdjęciom od hodowcy lub wizytą w hodowli). Kociak opuszczając hodowle będzie nauczony korzystać z kuwety czy drapaka, do tego od urodzenia przebywa w zamkniętym pomieszczeniu (tak samo jak jego rodzice), wiec nie zna świata na zewnątrz.

Rasowiec kosztuje sporo, stąd nie każdy może sobie na takowego pozwolić. Jednak  jest też jeszcze kilka innych wad. Taki kot ma osłabione geny ze względu na dość szczegółową selekcje – mniejsza różnorodność genotypu (przyczyniają się do tego także  mioty wsobne czyli np. ojciec i dziadek, to ten sam kocur), dlatego z reguły są one bardziej chorowite, wrażliwe na różne czynniki. Kotu nie odbiera się tego, co raz dostał, oznacza, to że wychuchany, zadbany, na dobrej karmie, obcujący z różnorodnymi zabawkami kociak może być dość wybredny i nie zgadzać się na kompromisy.

Jest jeszcze jedna możliwość – adopcja kota dorosłego, wtedy charakter już wykrystalizował, tym samym wiemy na co się decydujemy. Także jest to rozsądne rozwiązanie jeśli niekoniecznie marzymy o małym wariacie (kociątko, jak każde małe stworzonko, ma mnóstwo energii i lubi rozrabiać), a preferujemy ustatkowanego osobnika. Powinniśmy także rozważyć taka decyzję jeśli bardzo długo nie ma nas codziennie w domu w okresie początkowym, gdy wprowadzamy kota do nowego dla niego domu.

Dorosły osobnik może mieć już swoje przyzwyczajenia, dlatego zapoznanie się z nowym otoczeniem może przebiegać dłużej, adaptacja może okazać się cięższa. Szczególnie w takiej sytuacji musimy uzbroić się w "anielską" cierpliwość (raczej nie polecam dla osób „w gorącej wodzie kąpanych“ ☺).

Gdy decydujemy się na kota warto przyjrzeć się wszelkim za i przeciw. Nasz tryb życia ma tu ogromne znaczenie. Warto przemyśleć budżet domowy, aby upewnić się, czy mamy wystarczająca ilość na niezbędne kocie potrzeby, nie zapominajmy o ewentualnych kosztach leczenia. Gdy nic nie stoi na przeszkodzie, musimy sprecyzować czego my oczekujemy od kota, aby relacja z nim sprawiała obustronną satysfakcje przez wiele lat! Tego wszystkim życzę!



Ze względu na rozległą tematykę druga część tego postu pojawi się już za dwa tygodnie, a w niej: jak wybrać hodowlę i na co zwrócić uwagę przy oględzinach kociaka. Serdecznie zapraszam!





Pozdrawiam,
Humora



14 komentarzy:

  1. Najważniejsze żeby zawsze pamiętać, że jakiego kota byśmy nie brali - czy młody kociak, czy dorosły czy rasowy - to jest decyzja na kilkanaście lat, i wiąże się z ogromną odpowiedzialnością. Jakby ludzie myśleli to by nie było tylu oddawanych kotów z powodu dziecka/ wyjazdu/ niszczonych mebli...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to jest najważniejsze, to żywe stworzenie- może coś zniszczyć, może nas trochę ograniczać np wyjazdy, dlatego to musi byc przemyslana decyzja, a juz na pewno nie prezent - niespodzianka!

      Humora

      Usuń
  2. Bardzo fajny tekst! Zgadzam się, przede wszystkim to musi być świadoma decyzja. Ja mam koty kupione w hodowli i zgarnięte z ulicy, miałam też kota urodzonego u mnie w domu. Każdy był/jest inny/ ma inny charakter, nie da się tego przewidzieć i dlatego trzeba akceptować kota takim jaki jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mądry post. Czekam z niecierpliwością na dalszy ciąg.
    To prawda, że nie sztuką jest zdecydować się na kota. Opieka nad zwierzakiem to duże wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja ostatnio najbardziej się przekonałam jak dużym wyzwaniem jest opieka nad kotami. Bo w zasadzie zawsze były bezproblemowe. Jedyne wizyty u weta polegały na kastracji i szczepieniach... A ostatnio jestem u weta tak często, że powinnam kartę stałego klienta dostać. Mam nadzieję że to minie. Choć już przewiduję kolejną wizytę, bo Marcel wrócił z ogrodu i coś oczko przymyka, może ziarenko piasku?, jak nie przejdzie to trzeba będzie jechać aby wet zobaczył co i jak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kciuki za poprawę zdrowia kociastych! mam nadzieję, że Orion jest już w lepszym stanie... :)

      Humora

      Usuń
    2. Orion już jest całkiem zdrowy, biega po domu i broi jak szalony :D

      Usuń
    3. to super, że choróbsko poszło precz! ;)


      Humora

      Usuń
  5. Ja znam dużo historii o kotach wypuszczanych w warszawie na dwór, które wpadły pod samochód albo ktoś je skatował i Claire nie wychodzi. Znalazałam ją na parkingu pod blokiem w wieku około 5 miesięcy i szła za mną i za moją suką płacząc i miaucząc. Okazało sie ze chce być wzięta, bo dała się wziąc na ręce i potem była zachwycona, usnęła na dywaniku w łazience a wcześniej zjadła puszkę żarcia, którą miałam na wypadek, jakbym znalazła jakiegoś kota :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobrze, że Clari udało się Was odnaleźć :)

      niestety to prawda, zwlaszcza w dużych miastach, zagrożenia na zewnątrz są tak duże, że wychodzenie to praktycznie 100% ryzyko.

      Jako dziecko szukałam naszych kotów, ktore ginęły bez wieści, pamiętam ten płacz, tą nadzieję, to błąkanie i nawoływanie, dlatego już nie chce wychodzącego kota... pomimo to mam wyrzuty sumienia i dlatego chodzimy na spacery na smyczce :D

      Humora

      Usuń
  6. Dobry sposób: spacer na smyczy. Warunek - musimy mieć jednego kota, no, dwa najwyżej. Przy większej ich ilości to raczej niewykonalne. Chyba, że mamy specjalnego człowieka do wyprowadzania. Ale to, akurat u mnie, także niewykonalne;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. chodzę z jednym kotem na smyczy każdego dnia i polecam jako sposób na wykorzystanie energii, ale większej ilości nie wyobrażam sobie wyprowadzać, no chyba że na zmianę ;)

      pisałam o spacerach tutaj:

      http://kotomontaz.blogspot.ch/2015/04/o-koto-psie-co-chodzi-na-smyczy.html?m=0

      Humora

      Usuń