Photo: Wouter Tolenaars/Shutterstock |
To wersja delikatna. Bardziej bezpośrednia brzmi: „Musisz oddać koty!”, „Po co ci teraz koty skoro będziesz miała dziecko?”, „Powinnaś pozbyć się kotów przynajmniej na czas ciąży.”-no tak, przecież koty to meble, które można przestawiać, kupować i wyrzucać wedle aktualnego widzimisię-wiadomo.
Choć w środku mało mnie
nie rozerwie, bo czuję się jakby rozmówca miał mnie za niepoważną siksę, która kiedyś wzięła jakieś koty nie myśląc o tym,że pewnie za jakiś czas w ciąży będzie, a teraz ma problem (a uwierzcie, że właśnie o tym myślałam decydując się na zwierzęta, jak i o wielu innych kwestiach!) , staram się opanować coraz większy szczękościsk i grzecznie odpowiadam: „A co
mam zrobić?”, „Nic nie zrobię”, ewentualnie bardziej dosadnie „Jak się nie
dogadają to oddam z wielkim bólem. Dziecko, oczywiście-w końcu koty były
pierwsze.”-mina odbiorcy bezcenna, ale przynajmniej ucinam zbędną dyskusję.
Alergia? Toksoplazmoza? Polowanie na grdykę? Tego ostatniego nawet nie
skomentuję, bo-prawdę mówiąc-nie wiem jak. Niemniej nawet dziś, w XXI
wieku, ludzie wierzą w zabobony rodem ze średniowiecza.
Przepadłam z
blogowego życia na bardzo długo (kilka miesięcy!), ale dziś siadam i chcę
napisać ten artykuł, ponieważ mam nadzieję, że uchronię Was, Drodzy Czytelnicy,
przed dylematem, który nie powinien mieć miejsca, mianowicie-czy powinniśmy
oddać naszego kota z powodu ciąży?
W poniższym
artykule chciałabym poruszyć jedną z wcześniej wymienionych kwestii i dla mnie
najbardziej w tej chwili aktualną-toksoplazmozę. Swoją wiedzę opieram na rozmowach z lekarzami-moją (mądrą) panią
ginekolog oraz weterynarzem, na kilku książkach o kotach, które kiedyś
przeczytałam, na dziesiątkach artykułów dostępnych w internecie oraz setkach
wypowiedzi internautów na felinologicznych forach (często hodowców, karmicieli,
behawiorystów i osób ściśle związanych z kocim środowiskiem).
TOKSOPLAZMOZA,
czyli pierwotniak Toxoplasma Gondii
W ciąży
oznaczamy ją raz na trymestr. Jest bardzo niebezpieczna dla płodu (uszkadza
jego układ nerwowy i prowadzi do jego obumarcia), niemniej wcześnie wykrytą
można skutecznie unicestwić. Sieje postrach wśród przyszłych matek-posiadaczek
kotów. Czemu? BO OD KOTA MOŻNA SIĘ ZARAZIĆ. Hm..No dobrze, ale powoli. W
powszechnym mniemaniu to koty są głównym źródłem niebezpieczeństwa. Nie do
końca tak jest, ale o tym za chwilę.
Opinia ta wzięła się pewnie stąd, iż
rzeczywiście kot jest jedynym żywicielem tego pasożyta, który rozmnaża się,
rozwija i dojrzewa w przewodzie pokarmowym m.in. kotów domowych. W dużym
uproszczeniu oznacza to, że bez kota pierwotniak ten nie mógłby istnieć. Nie
jest to jednak równoznaczne z tym, że kot stanowi dla nas główne źródło
niebezpieczeństwa, o nie! Najczęściej nosicielami pierwotniaka są koty wolno żyjące,
które żywią się ptakami/myszami=surowym mięsem. U kotów domowych
niewychodzących, a do tego karmionych karmami przetworzonymi termicznie
(puszki, chrupki) ryzyko nosicielstwa jest bliskie zeru, bowiem kot zaraża się
jedząc/liżąc/dotykając mięso, na którym bytuje sobie ww pierwotniak lub obcując
z zarażonym osobnikiem, który jest aktywnym nosicielem.
Co ważne, nawet jeśli
już dojdzie do zakażenia, to kot zaraża (wydala tzw. oocysty inwazyjne) jedynie
trzy tygodnie. Co jeszcze ważniejsze, oocysty stają się aktywne dopiero po ok.
72 godzinach od wydalenia. Przypominam, że one bytują sobie w przewodzie
pokarmowym, a więc żeby nas zarazić muszą się wydostać na zewnątrz. Oznacza to,
iż kot musi zrobić kupę, której potem nie sprzątamy minimum przez trzy dni
(fuj!).
Drogą zakażenia jest głównie droga pokarmowa, a więc schemat musiałby
wyglądać tak:
kot robi kupę
do kuwety-> kupa leży trzy dni->po trzech dniach postanawiamy
sprzątnąć-> sprzątamy (brudną łopatką/dotykamy
przypadkiem kupy)->nie myjąc rąk po sprzątnięciu pakujemy dłoń do buzi/robimy
sobie kanapeczkę->voila!
Właśnie wprowadziliśmy do naszej jamy ustnej
pierwotniaka.Nie brzmi
smacznie, prawda? :)
Zarażony kot
po trzech tygodniach przestaje być aktywnym nosicielem i właściwie nie ma
ryzyka (90% kotów nabiera trwałej odporności), by kiedykolwiek ponownie się nim
stał.
Jedyny
dylemat, jaki miałam, to czy na czas ciąży nie zrezygnować z diety BARF na
rzecz karm gotowych-wszak 80% zarażeń człowieka wynika z kontaktu z surowym/niedogotowanym
mięsem, a także niedomytymi warzywami i owocami. 80%!!!!!! Moja lekarka uspokoiła
mnie jednak i zaleciła karmić kociaste jak zawsze, tylko dokładnie myć dłonie,
a mieszanki przygotowywać w rękawiczkach. I tu dochodzimy do sedna-najważniejsza
jest HIGIENA. Możesz nie mieć kota, ale jeśli będziesz przygotowywać na obiad
kotlety lub nie domyjesz marchewki to i tak jesteś w grupie wysokiego ryzyka
(powtórzę: 80% wszystkich zakażeń). Zdecydowanie wyższego niż gdybyś myła dokładnie
dłonie i miała stadko kotów w domu.
Moje koty
nadal śpią razem ze mną, to ja przygotowuję i podaję im posiłki, ja czyszczę
kuwetę, ja myję tyłki, gdy w tejże kuwecie mają wypadek mimo, że IgG mam ujemne, czyli nigdy nie byłam
zarażona-nie jestem odporna. Zwracam za to uwagę, by zawsze dokładnie wymyć
dłonie, często dwa razy.
Ciekawostka:
czy wiecie, że bardzo wielu ludzi ma IgG dodatnie, co oznacza, że przebyło toksoplazmozę
i nie stanowi już dla nich zagrożenia? U dorosłych w większości przypadków
przebieg choroby jest bezobjawowy, a częstotliwość występowania wynika właśnie
z tego, że byle jak myjemy warzywa/owoce, lubimy zjeść tatara lub krwistego
steka:)
PODSUMOWUJĄC:
Nie pozbywaj
się swoich kotów tylko dlatego, że jesteś w ciąży. Jeśli zachowasz odpowiednią
higienę, Twoje koty nie stanowią dla Ciebie zagrożenia. Jeśli się bardzo
obawiasz, możesz dla własnego spokoju wykonać u weterynarza badanie, które
stwierdzi, czy kot już był nosicielem tego pasożyta (wtedy jesteś całkowicie
bezpieczna, nawet jeśli poliżesz palce po sprzątnięciu kuwety <wybaczcie,
musiałam J>). Ja takiego badania nie
wykonałam, ponieważ dla mnie nic by nie zmieniło-nawet, jeśli okazałoby się, że
moje koty nigdy nie były zarażone to i tak w życiu bym ich nie oddała.
Nie, nie
jestem kandydatką na wyrodną matką-za to na pewno nigdy wcześniej nie miałam tak domytych
dłoni jak teraz (a kuwetę od zawsze czyszczę na bieżąco) :)
Pozdrawiam
Całego posta nie przeczytałam, bo nie musiałam, w ciemno się zgadzam. Jak słyszę takie teksty to mnie trafia. Są tak samo głupie jak twierdzenia, że każda kobieta to dzi...ka a każdy facet to niechluj i pijak oraz zdrajca. Szkoda słów. Owszem, kiedy pojawią się problemy przy dziecku, jakaś niewyjaśniona agresja czy alergia można szukać rozwiązań ale oddać tylko z powodu ciąży? Taka kobieta która to zrobi nie powinna być matką bo jak pojawi się ciekawszy facet to porzuci dziecko i pomknie za nim...
OdpowiedzUsuńNajśmieszniejsze, że alergia też najczęściej nie jest na kota, ale lekarze są wygodni, usunięcie kota i tak nic nie zmieni (nawet, jeśli rzeczywiście to kot jest winny), a odczulenie tego jest akurat banalnie proste. Wydaje mi się, że kolejny wpis będzie właśnie o tym :-)
UsuńNie znalazłam wpisu alergii, jeśli powstał proszę o podanie odnośnika :) Ja już zaliczkowałam swojego kocurka i planuję się odczulić, choć moja alergia jest lekko katarowa. W rodzinie są koty i przebywanie z nimi nie sprawia mi problemu. Aczkolwiek lepiej chuchać na zimne... Pozdrawiam, Blanka
UsuńJa to wszystko wiem ale i tak z wielką ciekawością przeczytałam. I jak zrozumiała to trzeba Ci gratulować;) Gratuluję z całego serca:) I już zazdroszczę temu maluchowi bo rzecz, której bardzo żałuję to fakt, że zwierzaków nie było ze mną od samego początku;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-) Ja też się cieszę, bo jako dziecko najbardziej "kumatym" zwierzątkiem jakie miałam był żółw, hihi. Był cudny, spał mi pod szyją, ale...tulenie go to nie była zbytnia przyjemność, szczególnie chyba dla niego :)
UsuńPozdrawiam, Filobiola
Gratulacje!
OdpowiedzUsuńJa też miałam IgG ujemne, czyli co dziwne - dużo kobiet, które mają koty (ty wstrętnych roznosicieli toksoplazmozy) w życiu toksoplazmozy nie miało ;)
Też będąc w ciąży słyszałam różne porady odnośnie kota, nawet teraz je słyszę, bo przecież kot i małe dziecko w domu trochę się niektórym kłóci :P
Dziękuję :) Znam kilka osób oraz słyszałam od koleżanek (o ich koleżankach), że mnóstwo dziewczyn zaraziło się w ciąży...nie mając wcale kota!
UsuńMoże się kłóci, bo trzeba być podwójnie odpowiedzialnym-za dziecko i kota. Uważam jednak, że kot to świetny edukator. Pamiętam, jak mojej siostry syn (wtedy ze 4 lata, może 5) biegł do mamy z płaczem, że kotka go podrapała. Biedny, zamiast pomocy dostawał jeszcze ochrzan, że ma kota nie męczyć, a skoro męczy to niech się nie dziwi, że kot się broni. Mojej siostrze daleko do wyrodnej matki. Za to do rozsądnej bardzo blisko. Dzieci szybko się nauczyły delikatności (a w zasadzie kiciura je nauczyła). Dzieci żyją nadal, kot też.
Pozdrawiam!
Filobiola
Och żeby więcej było takich ludzi... Niestety w mojej rodzinie to dzieciaki rządzą, a dorośli nie dają dobrego przykładu. Gdy bratową podrapała kotka, dostała za to po tyłku, albo gdy ich synka pies gryzł w nogę, ta kazała mu dać zwierzęciu klapsa... Krew mnie zalewa jak można od małego uczyć przemocy wobec zwierząt... Siostra nie lepsza- panicznie boi się toksoplazmozy mimo, że nawet w ciąży nie jest, no ale kiedyśtam chce jeszcze być, więc koty precz. Tłumaczyłam, pokazywałam artykuły, na darmo - "woli dmuchać na zimne" i dalej szerzyć ciemnogród wśród reszty rodziny jakie to koty są niebezpieczne.
UsuńZnajoma też mnie ostatnio załamała. Jej synek niby ma alergię na koty- sporadycznie pociąga nosem i to nawet nie wiadomo czy na pewno na koty, bo testy raz pokazały psy, raz koty. Bardzo "inteligentna" lekarka doradziła jej pozbycie się kota "bo dziecku będzie się nasilać". Kota się nie pozbyła póki co, ale do domu już wstępu nie ma i stał się kotem podwórkowym...
Faktycznie to może być problem... Ale myślę, że wszystko można pogodzić! :-)
OdpowiedzUsuńNo i gratulacje. :-)
Dziękuję :-)
UsuńProblem można zrobić ze wszystkiego, jeśli się chce ;)
Pozdrawiam!
Filobiola
Po pierwsze gratulacje różowego kotka. :-)
OdpowiedzUsuńPo drugie świetny wpis uświadamiający. Ja również walczę, jak tylko mogę, z mitem kota i toksoplazmozy.
Dziękuję :)
UsuńFilobiola
oj znam z autopsji... Ja jeszcze usłyszałam, że przecież ten kot to mi dziecko wyrzuci z łóżeczka! No padłam jak to usłyszałam, serio ;) Też mnie cholera bierze, jak ludzie oddają zwierzaki bo ciąża, dziecko, alergia i inne... Ale powiem szczerze, że to też jest dużo winy lekarzy, którzy są niedouczeni. Moja gin akurat sensowna, ale w szpitalu sporo się nasłuchałam od pediatrów. Ale to jeszcze nic - znajomi - młodzi ludzie z szerokim dostępem do internetu też potrafili mi przywalić takim argumentem.
OdpowiedzUsuńJa moje koty badałam przed ciążą tak mi zaleciłą wetka. Dlatego, że jadły surowe mięso. Koty nigdy nie przechodziły tokso, więc na czas ciąży odstawiłam surowiznę, były tylko na dobrej jakości karmie przetworzonej. Sprzątałąm kuwety i nic mi nie było. I wiesz co? Dzięki nim czułam się lepiej i bezpieczniej, koty zawsze były ze mną, nie odstępowały mnie na krok, kiedy byłam w ciąży. A teraz mam kocio-dziecięcą przyjaźń :)
Moje koty też na barfie. Pytałam panią ginekolog o karmienie mięsem i powiedziała, żeby nic nie zmieniać, tylko mieszanki robić w rękawiczkach, a po podaniu porcji dokładnie umyć ręce.
UsuńZ wetem rozmawiałam o testach i zadał mi jedno pytanie: czy wynik coś zmieni? Doszłam do wniosku, że nie, więc nie robiłam im testu na nosicielstwo.
Dzieci wręcz powinny wychowywać się przy zwierzętach. Dodam, że gdy w pierwszych tygodniach czułam się tak, że chciałam umrzeć, to tylko ciepło kociego ciałka oraz mruczenie przynosiły ukojenie i pozwalały zasnąć <3
Pozdrawiam!
Filobiola