O pchłach i kleszczach...


Sezon pcheł i kleszczy nadchodzi wielkimi krokami (albo, co gorsza- już nadszedł). O ile właściciele kotów niewychodzących nie muszą się tym za bardzo przejmować (choć zawsze istnieje ryzyko np. że przyniesiemy pchłę na butach, ubraniu), o tyle koty spacerujące już powinny zostać zabezpieczone, aby przeciwdziałać atakowi tych pasożytów.


Zawsze łatwiej działać prewencyjnie, niż potem wytępić "gościa na gapę" (lub całą jego kolonię)!

Zacznijmy od pchły. 
Są one bardzo uciążliwe dla naszych czworonożnych przyjaciół. U niektórych zwierząt  wywołują alergiczne pchle zapalenie skóry. Mogą być nosicielami niebezpiecznych chorób. Bytują praktycznie wszędzie, mogą rozmnażać się przez cały rok, prawie w każdych warunkach, choć ich nasilenie notuje się między 5 a 6 tygodniem po nastaniu pierwszego wiosennego ocieplenia. Są niewielkich rozmiarów, dlatego (szczególnie u kota o gęstym, ciemnym futrze) są trudne do znalezienia. 

Kolejnym "przyjemniaczkiem" jest kleszcz.
Kleszcze bytują przeważnie w wysokich trawach, krzakach i ściółce leśnej-to tam czekają na swoje ofiary. Potrafią żyć bez pożywienia nawet kilka lat. Ich aktywność trwa zasadniczo od marca do października. Są o tyle groźne, że mogą przenosić bardzo niebezpieczne choroby: najbardziej znaną jest borelioza.

Polecam animowany filmik pokazujący w jaki sposób kleszcz atakuje swoją ofiarę. filmik


Środki zapobiegawcze 
Jest kilka sposobów ochrony przed nieproszonymi gośćmi na skórze naszego kota. 
  • Pierwsza możliwość to zastosowanie naturalnych preparatów odstraszających pchły i kleszcze. Jest to z pewnością najlepsza opcja, jeśli chodzi o zdrowie naszego mruczka (podawanie trucizny, nawet w niewielkiej dawce ma wpływ na jego organizm). Należy jednak pamiętać, że skuteczność takich metod jest dość dyskusyjna. Takie produkty opierają się np. na czosnku, który ma odstraszać pasożyty.


  • Obroże przeciwpchelne, to dobre rozwiązanie szczególnie dla psów. Są skuteczne, ale w przypadku kota wychodzącego tylko od czasu do czasu wydają się być niepraktyczne. Pomyślcie, że Wasz mruczek podchodzi do Was na pieszczoty, ociera się, a tu przelatuje Wam pod nosem smród (pardon) obroży. Już nie mówiąc o sytuacji, gdy w domu są małe dzieci-wtedy stanowczo odradzam tę metodę (obroża jest nasączona trucizną, więc może być bardzo szkodliwa dla dziecka). Oczywiście możemy zakładać ją tylko na okres spaceru, później zdejmować w domu (co jest chyba najbardziej sensownym rozwiązaniem). Jedyne w pełni skuteczne obroże nazywają się Foresto firmy Bayer, koszt to prawie 100 zł (dość spora cena, ale działa przez kilka miesięcy).


  • Kolejna opcja to preparaty typu spot on. Kropimy kota jednorazowo na karku pomiędzy łopatkami. Preparaty z fipronilem (Fiprex, Frontline, Fypryst ...) powinny zabić bytujące pasożyty plus zabezpieczyć zwierzę na okres około miesiąca (uwaga! Można je stosować u zwierząt od 8 tyg., o wadze powyżej 2kg! Nie częściej niż raz na 5 tygodni!) Ich działanie polega na blokowaniu przewodnictwa nerwowego pasożyta, co skutkuje jego paraliżem i obumarciem. Niestety nie zawsze są one skuteczne (z biegiem lat pchły i kleszcze uodporniły się na ten środek). Jednak zawsze warto spróbować, cena takiego produktu to ok. 20 zł. 
  • Jeśli potrzebujemy mocniejszy kaliber, polecam zapytać Waszego weterynarza o preparat Advocate lub Stronghold. Są one silniejsze i działają nie tylko na pasożyty zewnętrzne, ale i wewnętrzne (wtedy z głowy mamy też odrobaczanie). Taki produkt można nabyć u lekarza weterynarii, jednak konieczna jest uprzednia konsultacja! Ich cena to ok. 40 zł.


Niepokojące objawy w przypadku ataku pcheł to uporczywe wygryzanie sobie sierści, wzmożone drapanie. Jak je rozpoznać? Zaalarmować powinny czarne punkciki (niczym czarne ziarenka piasku) na skórze Waszego kota lub w jego legowiskach (mogą to być odchody pcheł). W sklepach są dostępne specjalne metalowe grzebienie do przeczesywania zwierzaka-w razie inwazji zostają na nim ślady bytowania pasożyta. Gdy uda nam się znaleźć żywego osobnika należy go jak najszybciej utopić lub podpalić, ewentualnie zgnieść krawędziami paznokcia (musi wtedy tak charakterystycznie pstryknąć). Nie zapominajmy, że pchła jest bardzo skoczna, a przecież nie chcemy, żeby znowu wskoczyła na naszego kota!

Nie musimy obawiać się, że pasożyt zaatakuje ludzi, gdyż puszyste futerko naszego pupila jest dla niego o o wiele bardziej interesującym środowiskiem bytowania. Jednak, jeśli nie będziemy kontrolować sytuacji i dopuścimy do "rozpanoszenia się" ich w naszym domu, wtedy mogą zacząć podgryzać także nas.

Jak z nimi walczyć? 
  • Z kotem udajemy się do weterynarza, aby zakropić go preparatem przeciwdziałającym (w przypadku inwazji proponuję zastosować te mocniejsze tj. Advocate lub Stronghold). Jeśli populacja jest wyjątkowo duża, prawdopodobnie Wasz weterynarz nakaże ponowe użycie preparatu w pewnym odstępie czasu. 


  • Niezwykle ważne jest też, aby oczyścić wszystkie miejsca w domu, w których pchła mogła się zagnieździć. Mogą to być dywany, ubrania, zabawki - praktycznie wszędzie (raczej omijają miejsca śliskie).



Mój kot "złapał" kleszcza. Jest to niewielkie stworzonko-najciężej znaleźć go na początku jego bytności na skórze naszego zwierzaka, dlatego ważnym jest, aby co jakiś czas (zwłaszcza po spacerze w lesie lub wysokich trawach) przeczesać dokładnie pupila. Z czasem wgryziony rośnie i coraz łatwiej go odnaleźć (wygląda jak szara kulka-brodawka wystająca z sierści).




No to musimy go usunąć. W tym celu polecam tkz. "kleszczołapki" (widzimy je na zdjęciach powyżej) Wystarczy wsunąć je między skórę zwierzęcia, a odwłok pasożyta. Następnie powoli zaczynamy kręcić w dowolnym kierunku (nie szarpiemy!), aż do momentu, gdy kleszcz poluzuje zaczepy i znajdzie się na naszym narzędziu. Wtedy najlepiej zapakować go do foliowej torebki i zanieść do weterynarza, aby sprawdził, czy osobnik nie był nosicielem choroby.
Jeśli z jakiś względów nie chcemy / nie możemy tego zrobić, to tak samo jak w przypadku pchły należy go podpalić. Następnie należy obserwować miejsce ugryzienia. Gdyby zaczęło być nabrzmiałe, mocno czerwone (lub jakkolwiek wyglądało niepokojąco) musimy natychmiast udać się do lecznicy!


      A Wy macie już swoje sprawdzone sposoby, aby radzić sobie z kocimi pasożytami? 





      Pozdrawiam,
      Humora

      7 komentarzy:

      1. Nienawidzę pasożytów.
        Chociaż moje kociaste są kotami niewychodzącymi, to jak najbardziej też je zabezpieczam.
        Zaopatrzyłam się już we Fiprex.
        Masz rację, lepiej zapobiegać niż później walczyć.

        OdpowiedzUsuń
      2. Mi się ostatnio udało- zakropiłam Huana, a dwa dni pozniej na spacerze zauważyłam zwisającego na kryzie półprzytomnego kleszcza. Jakby nie był zakropiony, to już by było pierwsze ugryzienie w sezonie:/.

        Morek nie wychodzi, ale też musi być zabezpieczony, w razie jakby starszy brat coś do domu przytargał ;)

        Pozdrawiam,
        Humora

        OdpowiedzUsuń
      3. Kawał dobrej roboty, bardzo przydatny post :) My się z tym paskudztwem nie zmagamy i swoich sposobów nie mamy, bo kociaste nie wychodzą dalej niż na balkon.

        OdpowiedzUsuń
      4. Moje potwory domowe chodzą prawie codziennie na spacery, dlatego co roku stosujemy niezawodny fiprex i jeszcze nigdy nie mieliśmy ani pcheł ani kleszczy! Mimo to przy najbliższej wizycie w zoologu zaopatrzę się w te sprytne urządzenie do usuwania kleszczy. Na wszelki wypadek, jakby jednak jakieś okropieństwo się przyczepiło.
        Koty dziko-pozadomowe, które przychodzą do mnie na jedzenie, w tym roku po raz pierwszy zostały zafiprexowane, i zobaczymy jak to będzie.

        OdpowiedzUsuń
        Odpowiedzi
        1. Kleszczolapki swietnie sprawdziły się u mnie w tamtym roku - była chyba plaga kleszczy, a u znajomych na wsii pojawily się dziko żyjące koty. One bidulki nałapały tego dziadostwa, ale ta łyżeczka jest na tyle sprytna, że nawet jeśli zwierzę się rusza, to udaje się bez szarpania odkręcić zlodzieja krwi.

          Pozdrawiam,
          Humora

          Usuń
      5. Ach, Foresto, cudne jest na kleszcze. Bo cóz z tego, że zakropimy nasze stworzenie, skoro kropelki na kleszcze działają bodajze tylko przez tydzień- dwa? Pózniej ochrona przed pchłami jest, ale kleszcze hasają. a przy Foresto za kwotę około 80 zł ochrona jest zapewniona na 8 miesięcy przed kleszczami oraz pchłami jednoczesnie, więc nie jest to wcale taki duży wydatek ;) mój poprzedni kot miał uczulenie na pchy, które polegało na wygryzaniu i wydrapywaniu sobie sierści- kot mimo mieszkania w mieszkaniu wyłysiał po miesiącu prawie zupełnie (a był to kot pierwotnie półdługowłosy). dopiero foresto pomogło, stosowane razem z polecanym przez weta sprayem Flee, który w sposób nietoksyczny zabija pchły i larwy z kanap, dywanów itp ;)

        OdpowiedzUsuń